Polecam poszukania sobie plaży – foki i Pingwiny można zobaczyć samemu. Te pierwsze jest łatwiej te drugie trzeba poczekać najczęściej pod wieczór. My ze względów posiadania dzieci nie mogliśmy pozwolić sobie na komfort czekania na plaży aczkolwiek i tak była walka ze wspinaniem się po wydmach „ fotki” każdy kto nas mijał gratulował nam zacięcia – z wózkiem po wydmach tego tutaj nie było. Później pojechaliśmy zobaczyć Albatrosy co okazało się stratą czasu ze względu na fakt, że wstęp nie był na naszą kieszeń. No i najbardziej stroma ulica na świecie. Podobno fajne jest zwiedzanie ogrodu Botanicznego – ale cóż dzieciaki miały inne plany ;).
A znaleźliśmy nasz ulubiony lokal – w sensie jedzenie podobne smakowo jest do PL i nie przypomina waty. PizzaHut – wygrała w stosunku jakość/cena/smak. Ubawiłem się setnie – Ania mówi zamów mi bar sałatkowy. Wchodzę a tam normalnie tak jak fastfood, zamawiasz przy ladzie a nie jakaś restauracja tak więc sałatek jest 100 rodzajów czyli 0 szkoda, że nie widzieliście jej miny. Ale Pizza super no i kosztuje 5 NZD a nie 18 jak gdzie indziej.