Kolejny dzień podróży wylądowaliśmy na Campingu DOC natura bliskość przyrody itp. jednym słowem prawdziwa NZ ale okazało się na miejscu że jest: stado ludzi z camperami, przyczepami ogólnie jedno wielkie grillowanie i picie browca do tego dzieci psy i muza z głośnika, że gdyby nie te 12 NZD zapłacone wyjechalibyśmy stąd jak najszybciej.
Oczywiście na łonie natury 10 m od super plaży dopadła Anie alergia a … druga rzecz to latające nie wiadomo co …. Ania zamknęła się w namiocie i powiedziała, że do wyjazdu nie wychodzi ;).
--------
Miał być all inclusive a jest all exclusive … czy jako tak to zabrzmiało. No gdzie te palemki ta NZ z folderów. Oczywiście jest na tych wszystkich folderach i darmowych mapkach. Tutaj nawet pingwina można sobie zabukować i żebyś nie zapomniał nr telefonu podany jest przy każdym z nich. Albatrosy chcesz zobaczy oczywiście mamy specjalne centrum ogrodzone wysokim płotem żeby żaden z nich czasami nie zwiał bo w końcu są pod ochroną. I nawet jak chcesz wejść do WC to musisz kupić bilet 90 min za 130 NZD czyli oko 300 zł PL. I niech mi ktoś powie, że Wawel jest drogi!. Ale w końcu jak już do bujałeś się do NZ to musisz wydać te ciężko zarobione pieniądze, w każdym kątku NZ możesz doświadczyć pływania z delfinami, łowienia ryb, skydive, a wszystkie „darmowe” przewodniki zaprowadzą cię w miejsce gdzie już na ciebie czekamy i twoje pieniążki. Próbowaliśmy w Dundedin znaleźć trasy spacerowe, a jakże są - jest nawet mapka koszt 3,5 NZD – jakaś masakra.
Tak więc pomyśleliśmy sobie budżet nie z gumy spróbujemy przenocować na dziko – normalne w takich krajach jak PL lub Europa nawet DE. Ale nie tutaj – tutaj każdy dosłownie możliwy kawałek jest ogrodzony płotem, żebyś czasami nie zaparkował tam gdzie nie trzeba pozostaje tylko płatny camp, hotel motel itp. NZ przoduje chyba w produkcji drutu do ogrodzeń – żeby im te owce i barany czasami nie zwiały, lub kasa za kamping, a ktoś w PL mówi, że mamy źle.
Zauważaliśmy też że ilość gadżetów powala nawet te dostępne w Zakopanem – ale nie mają tutaj jednej rzeczy krasnali – w końcu jest tutaj dużo Niemców, krasnal z pingwienm lub wielorybem delfinem i Kiwi robił by furorę w ogródkach każdego szanującego się Niemca jako souvenir z NZ.
Myślę, że można porównać ten cały turystyczny biznes do PL fenomenu JPII, kremówka z papieżem, odcisk buta papieża itp. Pieniądz jest pieniądz czy to foki, czy pingwiny zawsze się jest coś na czym można zarobić. Jakoś mam wrażenie, że tego kraju nie można pozwiedzać od tak, musi to być zorganizowane od A-Z czyli wjeżdżasz wesoły – wyjeżdżasz goły „bez kasy” i trudno powiedzieć znajomym, że nie było fajnie bo ilość atrakcji jest tutaj duża możesz wydawać ile tylko dusza zapragnie ale zaczynasz dostrzegać, że są one takie same – bo ileż razy można pływać z tymi delfinami itp. Jedno trzeba przyzna NZ zrobiła z przyrody naprawdę dochodowy biznes co jest wyczynem samym w sobie gdyż jak się czyta hasła z reklamówek „Niewiarygodne, tragiczne, szokujące” to masz wrażenie, że musisz zobaczyć te np. Albatrosy, co prawda szczęściem jest zobaczyć jak leci –ale na miejscu Albatrosów jakbym dostawał codziennie michę żarcia i nie musiał uganiać się za rybami to też bym siedział na miejscu i nigdzie się nie wybierał. Bo w końcu w NZ jest jak w raju – hasło z reklamy