Jak to u nas nie idziemy na łatwiznę. Jedziemy Autobusem konia z rzędem temu kto układał rozkład jazdy szczególnie co i kiedy odjeżdża. Dojechaliśmy do do autostrady czyli AutoPisty ale poszukiwanie przystanków to inna rzeczywistość. Przydała się aplikacja OsmAnd z mapą Tenerfy koszt 0 zł. Sam przystanek jest przy samej austradzie i wygląda jak mały cegalny domek z czerwonym dachem. Ważna rzecz jeśli chcecie, żeby zatrzymał wam się autobus na każdym przystanku jest przycisk który informuje autobus że mas się zatrzymać inaczej zapomnij, że stanie. Koszt z kartą to 4.5 EUR dzieci do lat 4 nie płacą. Po przyjeździe nie przystanek końcowy wysiadasz i przechodzisz na drugą stronę ulicy i wsiadasz do tramwaju koszt 1.05 EUR i jedziesz do samego końca i jesteś w La LAguna przy czym o jakieś 1000 m wyżej niż byłeś . Wszyscy chodzą tutaj ubrani w ciepłe ciuchy. samo miasto wygląda jak połączenie Melaki i Arequipe - w końcu założyciele tych miast to Europejczycy - jednak kiedyś byliśmy potęgą gdzie nie pojedziesz ślady z naszej cywilizacji. Miasto ma status Uniesco ale jakoś wrażenia wow na nas nie zrobiło. Pokręciliśmy się trochę zjedliśmy jakiś ser smażony - nie mylić z czeskim serem ;) trochę przypominało mi ser z Boliwi no cóż ci sami zdobywcy.
Po 2 h wracamy znowu w tramwaj autobus i po 18 byliśmy z powrotem.
Pomimo, że google pokazuje że jedzie się tam prawie 2h to sama podróż zajęła nam 1h z małym hakiem.