Wybieramy się do Melaki. Pojechaliśmy rano autobusem na dworzec LArkin (1,70MYR za osobę). Na dworcu przewoźników od groma, my wybraliśmy takiego, który miał zniżki dla dzieci. Autobus z Johor-Melaki koszt 19 MYR za dorosłego i 14,50 za dziecko; ale są i droższe. Podróż komfortowa, PKS powinien tu wysłać delegację, żeby sprawdzili co i jak. W Melace z dworca autobus nr 17 do centrum koszt 1.30 MYR - nie wiemy ile taksówka, ale wzbudzamy mieszane uczucia, że nie chcemy korzystać z tego środka transportu dla ludzi zachodu. Szkoda, że nie widzieli jak wyglądają nasze autobusy miejskie :p. Hotel znaleźliśmy na asiarooms.com. Za 50MYR++ (co oznacza, że należy sobie doliczyć podatek i serwis) mamy A/C i ciepłą wodę. Wróć... Klima pojawiła się dopiero kolejnego dnia, po zmianie pokoju. W pierwszym pokoju zasadniczo był klimatyzator, który wydawał z siebie jakiś dźwięk. Klima działała okresowo, włączała się co jakiś czas buchając kurzem, po czym zaczynała rzęźić i się wyłączała, po czym po kilku kolejnych minutach znów zaczynała wiać kurzem. Ta okresowość była dostrojona do właściciela hotelu, któreho wołaliśmy kilkakrotnie i za każdym razem jak przychodził akurat wiało kurzem. Nic to, pan poważnie przejął się naszym problemem i przyniósł nam innego pilota do klimy. Umarliśmy... Próby wytłumaczenia o co nam chodzi spowodowały przyniesieniem kolejnego pilota. Cóż, nam chodziło o klimatyzator, pan miał jednak mnóstwo zapasowych pilotów. Po ciężkiej nocy, z ząbkującym Jurkiem, który lubi zimno i Adą również zimnolubną, zmienili nam pokój. Zakatarzona na lekach antyalergicznych wysłałam Daniela do załatwienia problemu. Jako, że Daniel lubi potyczki słowne z ludźmi wciskającymi nam kit, udało się i mamy chłodny pokój 2 piętra wyżej, ale za to większy i z łazienką, w której można się obrócić. Zeby nie było dookoła własnej osi.