W planach było plażowanie, ale temperatura powietrza przegoniła Anię z Adą z plaży w kierunku knajpki z napojami. Sok ze świeżo wyciskanej pomarańczy 6k. Odkryliśmy też, że tutejsze pomarańcze wcale nie są tak słodkie jak się spodziewaliśmy, a co soku miejscowi dodają cukier. Bez cukru Ada nie chciała pić :(, więc zadowoliła się Spritem. Jeśli chodzi o jedzonko, to na razie bezpiecznie kupujemy na zmiany Nasi Goreng i Mie Goreng oraz ryby z grilla dla dzieci. Do tego warzywa, które tutaj zwyczajowo podaje sie aldente, czyli pół surowe. Jako, że w sklepach nie ma jedzenia w słoiczkach, Jurek wcina z nami tutejsze specjały. Żołądki powoli dogadują się z tutejszą florą bakteryjną, aczkolwiek negocjacje są nieco burzliwe.
Planujemy jutro pojechać do Gilimanuk, w związku z czym rozglądaliśmy się za transportem. Mimo zmowy cenowej udało się nam znaleźć samochód z kierowcą za 250k. A podobno za mniej niż 350k nie opłaca się jechać. Potem na prom i jutro będziemy na Jawie w drodze do Surbaya. I teraz zastanawiamy się co dalej... Loty tutaj są tanie, niewiele droższe niż przejazdy pociągiem. Zastanawiamy się czy powoli ruszać w kierunku Jakarty czy gdzieś polecieć na tydzień i zabunkrować się przy plaży. Pomysły czytelników prosimy w komentarzach :)