Z Kuta udaliśmy się do Loviny. Brat właściciela naszego hotelu ma firmę transportową i za 500k wynajęliśmy kierowcę na cały dzień. Po drodze do Loviny zwiedziliśmy świątynie: Tanah Lot i Mengwi oraz plantację kawy. Mimo zachęty uroczych pań nie daliśmy się skusić na słynną kawę balijską uzyskaną z ziaren wstępnie przetrawionych przez jakieś futerkowe zwierzę trzymane w klatce. Kawa podobno fantastyczna. Cena na pewno, bo kilkukrotnie droższa niż bezpieczna mała czarna ;). W Lovinie znaleźliśmy hotelik, o którym przeczytaliśmy na blogu genka. Powołując się na niego stargowaliśmy cenę pokoju z klimą i ciepłą wodą do 200k. Aczkolwiek pojęcie ciepłej wody jest tu trochę inne: w odstępach mniej więcej 10sek leci wrzątek, by po chwili schłodzić kąpiącego lodowatą wodą. Zostajemy tu 2 dni.
PS. Oczywiście jak raz się wybraliśmy na zwiedzanie przez duże Z, bateria w aparacie się wyładowała i mamy tylko zdjęcia robione komórką...