Prosta drogo do Trujillo okazała się kręta tak jak zawsze; dodatkowo mieliśmy być na 6 rano a byliśmy na 4. Zawszę tak jest, że jak nie chcemy gdzieś być wcześniej to jesteśmy co najmniej 2h przed. Co jest najbardziej irytujące jeśli chodzi o transport w Peru to to, że każda firma ma swój terminal w innym końcu miasta i nie ma czegoś takiego jak jeden przystanek. Tak więc chcąc nie chcąc czekaliśmy na kolejnym super brudnym terminalu z innym lokalesami, aż będzie świat co prawda można sobie wziąć taxi i poszukać motelu, ale jakoś bardziej cenimy sobie bezpieczeństwo niż nocleg w hostelu. Do takiego taxi można wsiąść i już nie wysiąść - trochę takich opowiadań jest w necie. Tak więc wolimy poczekać do rana. Chyba że terminal to kawałek ulicy/chodnika bo i takie się zdarzały. Ada spała w wózku Jurek biegał po terminalu a my próbowaliśmy to jakoś ogarnąć. O 7 rano Ania poszła szukać noclegu i tak trafiliśmy do hostelu Casa del Clara na ulicy Cahuide który teoretycznie był fajny, ale omijać go z daleka należy. Sprzątane to tam było tylko nie wiem kiedy, w kuchni biegały karaluchy, Ania dostała okropnej alergii będąc w pokoju, itp. na szczęście byliśmy tam tylko 1 noc. Obok tego hostelu na ulicy Los Incas można znaleźć fajny hostel ale nazwy nie pamiętam - pachnacy czysty itp. Sama miejscowość Trujillo jest trzecim co do wielkości miastem Peru, ale jakoś nas nie powaliła na kolana hotel w centrum 345 USD hymmm za widok na plac z pomnikiem nie warto. Postanowiliśmy poszukać czegoś innego.