Dojechaliśmy do Kingston - miasteczka, które wyglądało jak wymarłe. Piękne alejki, przystrzyżone trawniki, tylko ludzi brak - taka miejscowość yurystyczna po sezonie. Po wielu dniach upału przywitał nas chłodny wiatr i brak much. Dzieciaki wiekszą część dnia przeszalały na placu zabaw. Na nocleg zjechaliśmy na plażę. Teraz mam 4WD, więc można trochę poszaleć - nie tak jak w Nowej Zelandii.